
Zmagania jesienne ligi siódemek futbolsport.pl rozkręciły się na dobre. Tym razem poniedziałek przyniósł trzy dość wyrównane spotkania i trzy potyczki zdecydowanie do jednej bramki. Począwszy od najwyższej klasy rozgrywkowej remisem zakończyło się derbowe spotkanie pomiędzy PLUSdo Metalmex i FC Kwiatowe. Na zapleczu I Ligi dobrą dyspozycję utrzymuje Whiskonzy, które odniosło czwartą wygraną i usadowiło się na pierwszym miejscu. Podobnie jest z drużyną Borówiec Team tylko że na poziomie III Ligi. Ekipa bez problemu rozbiła Magiców Zenona i z kompletem zwycięstw prowadzi w ligowej tabeli. W innym meczu III Ligi powody do zadowolenia może mieć ekipa Zmarnowanych Talentów, która w końcu zagrała na przyzwoitym poziomie i pokonała nieco osłabiony zespół Equipe De Oro. Po porażce z Reoptisem, drużyna Legion szybko sobie powetowała i bez problemu ograła McKinsey&Company. Nie było co zbierać w potyczce Team Spiryt kontra Boga Jonito. Goście nie pozostawili złudzeń, która drużyna w tym dniu jest lepsza i rozgromili swojego rywala aż 0:10.
I Liga
Bardzo dobre widowisko stworzyły drużyny PLUSdo Metalmex z FC Kwiatowe. Derbowe potyczki tych ekip zawsze przynoszą sporą dawkę emocji i stoją na wysokim poziomie. I tym razem nie było inaczej. Lepiej w mecz weszli goście, którzy już w 2 minucie prowadzili po golu Patryka Tórza. FC Kwiatowe kontynuowało dobrą grę i przeprowadziło kilka składnych, szybkich ataków. W efekcie podwyższyło na 0:2 w 9 minucie po błędzie obrony PLUSdo. Chwilę później, gospodarze powinni zdobyć kontaktowego gola, jednak Marcel Malinowski nie wykorzystał sytuacji sama na sam. Zrehabilitował się 5 minut później, kiedy się już nie pomylił i pokonał Mateusza Chmala. Od tego momentu optyczna przewagę osiągnęło PLUSdo lecz goście byli bliżsi podwyższenia prowadzenie. Niestety ich skuteczność pozostawała wiele do życzenia. Niemniej jeszcze przed przerwą zdołali jeszcze zdobyć trzecią bramkę autorstwa Marcina Kostańskiego.
Po zmianie stron role się odwróciły i to gospodarze zaczęli dominować. Dochodzili do czystych okazji jednak za każdym razem brakowało wykończenia, dokładnego ostatniego podania. W końcu przyszło przełamanie i to bardzo mocne. Najpierw straty zmniejszył wyróżniający się w tym meczu Marcel Malinowski (32 minuta), a 120 sekund później po niezwykle szczęśliwej bramce do wyrównania doprowadził Maciej Puk. PLUSdo nie zwalniało tempa i z duża intensywnością atakowało bramkę rywala. Goście również nie próżnowali, przez co co chwilę dochodziło do sytuacji bramkowych. W 41 minucie Kwiatowe wyprowadziło wzorową kontrę, którą golem zakończył Patryk Gronek. Gospodarze nie załamali rąk i ruszyli do ofensywy. Ich ambitna postawa została nagrodzona w 48 minucie, kiedy to Maciej Puk znowu doprowadza do remisu. Do końca potyczki już się nic nie zmieniło i niezwykle szybkie i intensywne spotkanie zakończyło się w stosunku 4:4.
Strzelcy: Kary: Strzelcy: Kary:PLUSdo Metalmex
4
:
4
FC Kwiatowe
II Liga
Pięć meczy bez porażki, trwa dobra passa ekipy Whiskonzy, która wyraźnie daje sygnał, że w sezonie jesiennym będzie się liczyć w grze o najwyższe cele. Tym razem ich rywalem w poniedziałkowy wieczór była dobrze spisująca się drużyna FlexLink. Pierwsze 25 minut to szybkie prowadzenie gości. Już w pierwszej akcji meczu, dokładnie w 3 minucie wynik otworzył Jarosław Beres. Lider II Ligi poszedł za ciosem i po indywidualnej akcji Eryk Włodarczaka podwyższył na 0:2. Eryk huknął jak z armaty, a bramkarz FlexLink był bez szans. Po słabym początku, stopniowo do głosu zaczęli dochodzić gospodarze. Efektem gol zdobyty w 18 minucie przez Krzysztofa Waliszewskiego. Tu jednak należy zaznaczyć, że fatalną interwencją popisał się golkiper Whiskonzy. FlexLink poczuł wiatr w plecy i szukał jeszcze przed przerwą bramki wyrównującej. Nic z tego. W 25 minucie, Whiskonzy wykonywała rzut wolny. Do piłki podszedł Eryk Włodarczak i ponownie nie dał szans bramkarzowi przeciwnika. Do przerwy 1:3.
Nie co słabiej zaprezentowały się oba zespoły w drugiej odsłonie. Oczywiście walki i zaangażowania nie brakowało. Mało był płynnych akcji, a gra w dużej mierze toczyła się w środku pola. Mało było również okazji do zdobycia goli, przez co rezultat 1:3 utrzymywał się do 43 minuty. Wtedy to znowu nie popisał się bramkarz gości i wrzucił sobie piłkę do własnej bramki. FlexLink, który może nie grał jakiś olśniewających zawodów uwierzył, że jest szansa na wywalczenie z faworytem chociażby punktu. Nie mając nic do stracenia zaatakował odważnie. Niestety na ich niekorzyść w decydującym momencie spotkania obrona Whiskonzy nie dała się zaskoczyć, a w ostatniej akcji potyczki dobiła swojego rywala. Gola marzeń zdobył Przemysław Gruszczewski, który przymierzył z pierwszej piłki nie do obrony.
Strzelcy: Kary: Strzelcy: Kary:FlexLink
2
:
4
Whiskonzy
III Liga
Na pierwsze trafienie w tym spotkaniu przyszło nam poczekać aż do końcowych minut pierwszej części meczu. A wszystko to za sprawą tego że żadna z drużyn nie potrafiła swoich okazji przełożyć na zdobycz bramkową. Dopiero w 19 minucie tego pojedynku Jacek Kopaniak sprytnym strzałem z lewej nogi zdołał pokonać bramkarza gospodarzy co w efekcie dało gościom prowadzenie 0-1 które drużyna ta zdołała dowieść do przerwy. Po zmianie stron obraz gry w dalszym ciągu był dość podobny do tego co widzieliśmy już wcześniej czyli goście w częstszym posiadaniu futbolówki przy nodze lecz bez kolejnej bramki i po drugiej stronie ich przeciwnicy którzy dość solidnie w tyłach od czasu do czasu odgryzali się swojemu przeciwnikowi jakąś akcją ofensywną. Bliżsi powiększenia swojej przewagi gracze Zmarnowanych Talentów udokumentowali ten fakt drugim trafieniem dopiero w 39 minucie gry gdzie po raz drugi na listę strzelców w tym dniu wpisał się Jacek Kopaniak i dzięki temu goście prowadzili już 0-2. Osiem minut później przykład ze swojego kolegi z zespołu wziął Piotr Golon który pomknął prawą stroną boiska i w odpowiednim momencie precyzyjnym strzałem w dłuższy róg bramki zmusił goalkeepera gospodarzy do kolejnej kapitulacji dzięki czemu mieliśmy wynik 0-3. Honor graczy gospodarzy w tym spotkaniu próbował uratować Jakub Perz który w ostatniej akcji tego spotkania zdołał wreszcie zdobyć bramkę na 1-3 co osłodziło odrobinę podłamane nastroje zawodnikom Equipe De Oro.
Strzelcy: Kary: Strzelcy: Kary:Equipe De Oro
1
:
3
Zmarnowane Talenty
Od prawdziwego trzęsienia ziemi rozpoczęli to spotkanie zawodnicy z Borówca którzy dzięki duetowi Kacper Wareńczak Bartosz Kledzik już w 6 minucie gry prowadzili z ekipą Magików Zenona 4-0. Tak szybko strzelone bramki przez gospodarzy to naturalnie jest ich zasługa jednak tu również należy podkreślić fakt iż przy połowie z tych bramek mieli swój udział gracze gości którzy przez swoje nie najlepsze decyzje mocno przyczynili się do utraty tych bramek. Pogrążeni niekorzystnym wynikiem już na początku gry goście starali się na każdy możliwy sposób zatuszować swoje niedoskonałości kadrowo piłkarskie jakie im się przytrafiły tego dnia. A zaspokojeni tylko teoretycznie z szybkiego prowadzenia gospodarze dorzucili w 15 minucie kolejną bramkę której autorem był inny z rodu Kledzików czyli Rafał. Tak więc gładkim 5-0 zakończyła się nam pierwsza część tego spotkania. Tuż po wznowieniu gry w drugiej odsłonie spotkania na listę strzelców wpisał się Oskar Krupka który mierzonym strzałem po długim rogu bramki dał swojej drużynie prowadzenie 6-0. Mimo tak sporej przewagi bramkowej gospodarzy gracze ci nie zwalniali z tempa co siedem minut później potwierdziły tylko kolejne dwa trafienia liderów tego zespołu czyli Kacpra Wareńczaka i Bartosza Kledzika którzy dołożyli po jeszcze jednej bramce ustalając wynik meczu w 33 minucie na 8-0. Pięć minut później wreszcie mógł poczuć odrobinę ulgi gracz gości czyli Michał Geisler który dopiero w 38 minucie gry zdołał skutecznie sfinalizować swoją akcję podbramkową zaliczając tym samym honorowe trafienie dla swojego zespołu. Jednak ostatnie słowo w tym spotkaniu należało do Kacpra Wareńczaka który w 44 minucie ustala wynik całego spotkania na 9-1. Tak więc gracze z Borówca dzięki tej wygranej rozsiadają się wygodniej na fotelu lidera III ligi.
Strzelcy: Kary: Strzelcy: Kary:Borówiec Team
9
:
1
Magicy Zenona
IV Liga
W poniedziałkowe popołudnie na poziomie 4 ligi spotkały się dwie drużyny o skrajnie odmiennych obliczach. Boga Jonito od pierwszego gwizdka zdominowali Team Spirit, a końcowy wynik 0:10 mówi sam za siebie – ale to nie cyfry były najważniejsze. To, co działo się na murawie, przypominało bardziej pokaz brazylijskiej samby niż mecz ligowy. Już w 8. minucie worek z bramkami otworzył Kultys, który wykorzystał błąd w ustawieniu defensywy i płaskim strzałem po ziemi wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W 17. minucie podwyższył Jan Karski, zamykając precyzyjne dośrodkowanie z lewej strony. Bramkarz nawet nie zdążył zareagować. Zaledwie trzy minuty później (20’) Kacper Tierling strzelił na 0:3 po indywidualnej akcji, mijając rywala balansem ciała i finalizując wszystko technicznym strzałem przy słupku. Nie minęła minuta, a było już 0:4 – tym razem Bartłomiej Burmann, który przez cały mecz czarował lekkością prowadzenia piłki, dosłownie tańczył między rywalami niczym w rytmie samby. Minął dwóch obrońców ruchem bioder, trzeci został zgubiony jednym zwodem, a piłka wylądowała w siatce. Z kolei akcja na 0:5, powinna być pokazywana młodym adeptom futbolu jako definicja piłkarskiej fantazji i luzu. W 22. minucie, kiedy wydawało się, że już gorzej być nie może, Wiktor Idziak zdecydował się na coś z zupełnie innego wymiaru. Otrzymał piłkę w prawej strefie połowy rywali i z typową dla siebie lekkością – balans ciała, miękki kontakt z piłką i... pierwsze sombrero – piłka poszybowała nad głową zdezorientowanego obrońcy. Zanim trybuny (a przynajmniej ci, co zostali) zdążyły ochłonąć, Idziak założył rywalowi efektywne kolejne sombrero, w stylu rodem z ulic Rio de Janeiro a wykończenie silnym strzałem nie dało najmniejszych szans bramkarzowi do interwencji, jednak to, co nastąpiło po przerwie, było już czystą sztuką.
W 29. minucie ponownie Burmann dał próbkę brazylijskiego geniuszu – minął czterech zawodników w pełnym biegu, z piłką przyklejoną do nogi jakby grał na plaży Copacabany, i z zimną krwią zakończył akcję strzałem w długi róg – 0:6. W 36. minucie Wiktor Król strzelił na 0:7, wykorzystując wypieszczone w akcji podanie wzdłuż pola karnego. Dołożył tylko nogę. Wcześniej jednak trzeba było zauważyć zmysł kombinacyjny drużyny, która grała jak z nut. Tierling, nieco w cieniu po pierwszej połowie, powrócił w 43. minucie z drugim golem na 0:8 – tym razem po indywidualnym rajdzie i minięciu trzech rywali niczym pachołków treningowych. Na 0:9 podwyższył ponownie Wiktor Idziak – tym razem jego strzał był na tyle mocny, że mimo próby zablokowania przez obrońcę, piłka wpadła do siatki po rykoszecie (44’). Wisienką na torcie był gol Maksymiliana Lisowskiego w 47. minucie, który zamknął mecz na okrągłe 0:10. Strzał z dystansu i precyzyjne wykończenie z klasą – jak przystało na zakończenie spektaklu. Boga Jonito zagrali koncertowo. Mecz marzeń dla Boga Jonito, koszmar dla Team Spirit – samba, sombrera i dwucyfrówka!
Strzelcy: Kary: Strzelcy: Kary:Team Spiryt
0
:
10
Boga Jonito
W chłodny, wrześniowy wieczór na boisku ligi futbolsport.pl zmierzyły się dwie drużyny reprezentujące zupełnie odmienne style gry. McKinsey & Company, znani z ambicji i organizacji na boisku, stanęli naprzeciw doskonale zorganizowanej ukraińskiej maszynie – Legionu. Wynik 0:5 mówi wiele, ale nie oddaje w pełni tego, jak skutecznie i dojrzale zagrali goście. Od pierwszego gwizdka Legion narzucił wysokie tempo, prezentując futbol nowoczesny – z wyraźnie widoczną strukturą gry, dynamiczną wymiennością pozycji i ciągłym ruchem bez piłki. Każdy zawodnik wiedział, gdzie ma być i co robić. McKinsey&Company próbowali reagować, ale często spóźniali się o krok. W 7. minucie padł pierwszy gol – Mykola Kosheliuk wykorzystał lukę między obrońcami, otrzymał podanie w tempo i pewnym strzałem pokonał bramkarza na 0:1. Już dwie minuty później (9’) p. Avramienko dołożył drugie trafienie – po szybkiej, trójkowej akcji środkiem boiska Legion błyskawicznie rozmontował defensywę McKinsey i podwyższył wynik na 0:2. Najpiękniejsza bramka meczu padła jednak w 20. minucie – ponownie p. Avramienko, tym razem po perfekcyjnym dośrodkowaniu z prawej flanki. Zawodnik przyjął piłkę "na czysto" w polu karnym, po czym oddał mocny strzał z ok. 7 metrów. Piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki – 0:3, a Legion kończył pierwszą połowę w pełni kontrolując przebieg spotkania.
Druga połowa to kontynuacja przewagi Legionu – nie tylko w wyniku, ale przede wszystkim w konstrukcji gry. Ukraińska drużyna grała inteligentnie, z dużą swobodą i zrozumieniem – zawodnicy bez przerwy pokazywali się do gry, rotowali pozycjami, a ataki przeprowadzali zarówno skrzydłami, jak i środkiem. W 30. minucie wynik podwyższył Ihor Krysenko, wykorzystując moment nieuwagi w ustawieniu przeciwnika i oddając precyzyjny strzał przy słupku – 0:4. McKinsey & Company nie byli jednak bez szans – kilkukrotnie zagrozili bramce Legionu, oddając kilka mocnych strzałów z dystansu. Niestety dla nich, żadna z tych prób nie znalazła drogi do siatki, a co ważniejsze – nie byli w stanie przedrzeć się pod pole karne przeciwnika na tyle skutecznie, by stworzyć sytuacje 100%. Legion grał nie tylko ofensywnie, ale również bardzo mądrze w obronie – pressingiem odcinał środkowych pomocników McKinsey od podań, a cofnięci skrzydłowi zamykali linie podań na boki. W końcówce, gdy zmęczenie i frustracja zaczęły wychodzić u drużyny McKinsey, Legion dobił ich piątym trafieniem. W 49. minucie Artem Spitsyn przejął piłkę na połowie przeciwnika, błyskawicznie wymienił podanie z kolegą i precyzyjnym strzałem ustalił wynik meczu na 0:5. Legion pokazuje klasę, natomiast McKinsey&Company bez argumentów w ofensywie.
Strzelcy: Kary: Strzelcy: Kary:McKinsey&Company
0
:
5
Legion
Pozdrawiam
Maciej Kaniasty